Jako prawdziwy, stuprocentowy samiec z własnej inicjatywy to ja się mogę co najwyżej przewrócić z prawego boku na lewy - lub odwrotnie.
Żeby zrobić cośkolwiek więcej potrzebny jest drive, napęd, motywacja - bat nad dupą jednym słowem pisząc.
Tyczy się to również, a nawet przede wszystkim ogródka (a raczej ogródków - co się wyjaśni poniżej...), w założenie którego włożyliśmy z Lepszą Połową wiele wysiłku:
Po zimie marnie to wygląda, improwizowane ogrodzenie stanowczo trzeba wymienić (nie będę się już bawił w przeplatanie brzozowych gałązek, skoro stać mnie na zakup zwykłej, ordynarnej siatki...) - sam czas brać się do roboty.
Co zrobić, żeby mi się chciało chcieć? I to w sytuacji, gdy wolnego czasu jakby mniej, a nawet zgoła prawie wcale go nie ma..?
Musisz mi w tym, Drogi Czytelniku, pomóc..!
Bez Twojej pomocy nic nie zrobię - bo właściwie po co miałbym..? Nie będę przecież robił przetworów! Nawet gdybym umiał - nie chce mi się i na to żadnego pomysłu "motywacyjnego" nie mam. Gotowanie dla jednej osoby to żaden fun - a jak jeszcze trzeba pokonać naturalny antytalent i wrodzone niedbalstwo to chińska zupka i konserwa tyrolska są naturalnym i oczywistym wyborem gastronomicznym, nie ma się nad czym zastanawiać.
Ale Ty, Drogi Czytelniku, to co innego! Może żyjesz w Wielkim Mieście? Może masz jakieś alergie pokarmowe? Może po prostu lubisz robić domowe przetwory - i brakuje Ci wiarygodnego źródła surowców do ich wykonania..?
Oczywiście nie jestem w stanie konkurować z "
warzywami i owocami lepszymi niż ekologiczne". Gleba w Boskiej Woli jest bardzo, ale to bardzo daleka od "idealnej". Tym niemniej wciąż będą to produkty tak naturalne, jak to tylko możliwe. Do nawożenia w ogródku używam wyłącznie końskiego nawozu, budowlanego wapna (żeby trochę odkwasić glebę...), własnego moczu, popiołu z pieca i soli morskiej (zresztą sprezentowanej przez Permakulturnika). Na ewentualne choroby (czasem przyplątuje się tu coś, od czego liście robią się brązowe): "gnojówka" z pokrzywy i mydło potasowe. To wszystko.
Jeśli chcesz, żebym podjął się trudu wyprodukowania dla Ciebie warzyw - napisz jakie i co mi za to oferujesz.
Co to może być..? To zależy od stopnia trudności zadania.
I tak:
1. Zdecydowanie najłatwiej wyhodować wBoskiej Woli dynie. Jesienią, drugi rok z rzędu, mieliśmy ich około tony - z czego jakieś 50 kg Lepsza Połowa przerobiła (właśnie odwiozłem koleżankom i kolegom z pracy ok. 1/5 tych zapasów - więcej nie dałem rady na jeden raz znieść ze strychu...), jakieś 300 kg rozdałem, a reszta szczęśliwie zgniła, rozsiewając wszędzie po okolicy nasiona:
W przypadku dyń zatem, zupełnie wystarczy jeśli zobowiążesz się przyjechać i zabrać!
Dynie, podobnie jak w zeszłym roku, będę się starał ograniczyć do "klombu wjazdowego":
Posieję je tam razem z kukurydzą, którą zjedzą nasze konie. W przeciwieństwie do lat poprzednich nie będę się silił na sadzenie "trzech sióstr" i nie dodam nasion fasoli do tej mieszanki. Praktyka dowiodła, że nie ma to sensu. Dostępne w Polsce odmiany fasoli rosną zbyt wolno i są za mało bujne, by wytrzymać konkurencję z dyniami i przebić się do słońca.
Wzdłuż drogi posadzę kilkadziesiąt krzaczków tytoniu. Oczywiście - ozdobnego! Znakomicie działa jako naturalna muchołapka. No i jest już "zapłacony" :-)
2. Trudniej niż dynie, ale wciąż dość łatwo jest wyhodować pomidory. Osobliwie koraliki, które też u nas już zdziczały i rosną gdzie same chcą. Bo normalnie to pomidory mają swój kącik, tuż przy wejściu do ogródka:
Ewentualny nadmiar pomidorów da się przerobić na alkohol. Tak więc również w przypadku pomidorów - wystarczy deklaracja odbioru gotowego produktu (z tym, że pomidory są o wiele mniej trwałe od dyń - więc trzeba naprawdę przyjechać, gdy będą dojrzewały, a nie "kiedy będzie po drodze"...).
3. Jeszcze nieco trudniej, ale wciąż dość łatwo rosną u nas wszelkie bobowate: bób, fasola, groszek, fasola szparagowa. Zakładam, że - znowu wspólnie z kukurydzą dla koni - mogę fasolę posadzić na tzw. "starym ogródku", który Lepsza Połowa w tym sezonie pracowicie wyściółkowała:
a bób na grządkach w centralnej części ogródka:
Sądzę, że jakaś gotowa wyżerka przy okazji odbioru zamówionej porcji byłaby w sam raz!
4. Kolejne wedle stopnia trudności są różnego rodzaju warzywa zielone: sałaty wielu rodzajów, szpinak i temu podobne. Głównie dlatego, że upierdliwe jest ich wielokrotne pielenie, bez czego nici z efektu. W poprzednich latach takie warzywa uprawialiśmy w różnych częściach ogródka, w rozproszeniu, ale głównie tutaj:
Nie mam pomysłu na równoważnik, więc czekam na propozycje.
5. Dalej idą truskawki, które w zeszłym roku posadziliśmy:
Trudno powiedzieć czy i jaki będzie urodzaj - no i zastosowanie truskawek (a też i poziomek, których trochę mamy) jest oczywiste, więc z tym powinienem sobie poradzić - chyba, że ktoś bardzo chce..?
6. Kapryśnie i z dużym nakładem pracy udawały się nam ogórki. Zwykle tutaj:
a dość dobrze - ale problem w tym, że nie wiem jak, bo się tego nie dotykałem, cały proces produkcyjny spoczywał wyłącznie na barkach Lepszej Połowy - mięta, bazylia, oregano i inne zioła. W "miętowym zakątku":
i na spirali ziołowej (której ręką nie dotknłem od momentu, gdy ją zbudowałem - 4 lata temu...):
Tutaj bez pieniędzy się nie obejdzie - jeśli mam uczyć się czegoś nowego, a nie tylko powtarzać to, co robiłem wcześniej.
Teoretycznie planowaliśmy w kwietniu wybudować piwniczkę na przetwory, połączoną z "letnią kuchnią" (wyposażoną w tzw. "kuchnię węglową") - do różnych celów kulinarnych. Teraz ta inwestycja stoi pod znakiem zapytania. Ale może pragniesz, Drogi Czytelniku, zrobić sobie swoje przetwory na miejscu, a nie transportować do odległego Wielkiego Miasta surowe produkty..?
A jeśli odczuwasz nieprzepartą wolę by uwalać się ziemią i samemu podłubać, np. pieląc - to i na taką propozycję bynajmniej się nie obrażę...
Teraz muszę już iść nakarmić konie. Bo jak nie, to będę je dłuuugo gonił...