Zacząłem wczoraj karczować teren pod budowę domu.
Ponieważ dni coraz krótsze, zejdzie mi to pewnie do połowy przyszłego tygodnia (osobliwie, że łykend już zajęty po brzegi: tak naprawdę dałoby się to zrobić w dzień - półtora, gdyby robić od rana do wieczora...). Potem najmę człowieka z dużą koparką do wyrwania pozostałych karpów (głównie tej największej wierzby, reszta to drobiazgi), wyrównania co nieco terenu (nie do końca, bo tak naprawdę dół się przyda: tam akurat będzie niewielka piwniczka...) i ewentualnie - przekopania rowu od hydroforni na plac budowy (będzie z 10 - 12 metrów: rurę trzeba będzie przepuścić pod ścianą hydroforni, na szczęście tam nie ma posadzki, nie trzeba niczego kuć - a w środku wystarczy na razie dać trójnik i zawór, sam hydrofor, który jest trochę za duży jak na nasze potrzeby i stary, wymieni się jak będą środki, wtedy też doda się ewentualnie filtr...).
Mniej - więcej wyobrażam sobie jak położyć fundamenty. Oczywiście zupełnie sam nie dam rady tego zrobić - potrzebna jest precyzja i doświadczenie, których nie posiadam, no i sprzęt. Ale jak przeglądam ceny takich np. bloczków betonowych - to w głowę zachodzę, jakim cudem Ojcu wyszło, że w same fundamenty muszę włożyć ze 30 tysięcy..?
Bloczków potrzeba będzie ok. 120 - 130 (dokładnie 114 mi wyszło z obliczeń, ale trzeba założyć jakąś rezerwę). Rurki stalowe grubościenne na zbrojenia mam. Takie same jak te, z których zrobiłem część ogrodzeń. Deski króciaki na szalunek częściowo mam, stówkę za nie dałem, jeszcze z raz pojadę i będzie ich dość. Drut stalowy do wiązania rurek mam. Jak by trzeba było spawać, też żaden problem - prąd trójfazowy jest o 3 metry od placu budowy. Betonu wyjdzie - no, z górką, jakiś metr sześcienny (z obliczeń wychodzi 0,7 m3)? A nawet jeśli dwa (ho, ho!), to co? Dochodzi jeszcze kawał rury wodociągowej - na razie te 12 metrów - plus kotwy na belki (12 sztuk), plus ewentualnie, jak by chcieć poszaleć, ze 20 metrów rury kanalizacyjnej i drugie tyle - plastiku do rozprowadzenia wody pod (przyszłą) posadzką. Piasku sam sobie przywiozę, tylko przyczepkę będę musiał pożyczyć...
Być może moje wyobrażenia są z gruntu błędne..?
Czas pokaże. Dalej niż fundamenty na razie nie chcę nawet sięgać wyobraźnią. Oczywiście - wiem, co chcemy zbudować, to jasne. Ale na zastanawianie się nad szczegółami przyjdzie pora. Bo gdyby tak wszystko naraz próbować na klatę brać - to rzeczywiście, można by się załamać!
Weszliśmy w fazę realizacji ostatecznych i nieodwołalnych życiowych planów. Nie tyle z uwagi na dom, co... no, mniejsza z tym..! I fakt ten oczywiście że musiał nami wstrząsnąć. Ażeśmy się, sami nie wiedząc kiedy, znaleźli zaiste na tropach Smętka..!
Tego Wańkowiczowego, rzecz jasna:
Pewnie tak musi być. Gdyby wcale to nami nie wstrząsało, to by znaczyło, że zbyt może już lekko podchodzimy i do życia i do samych siebie.
Grunt, żeby się w tym tropieniu Smętka za daleko nie zapuszczać - i robić swoje. Co, mam wrażenie, całkiem sprawnie nam póki co idzie. A i natura sprzyja. Wczorajszy zachód słońca:
i dzisiejszy wschód:
Jakość komórkowa, ale naprawdę nie miałem kiedy biec po aparat...
Wiem jedno: to ostatni moment, kiedy jeszcze jestem w stanie wziąć się za takie zadania. Za dziesięć lat już mi się pewnie nie będzie chciało...